Kraków, 29.05.2020 r.
Pożegnanie Marii Stangret – Kantor
Marysia odeszła. Trudno pogodzić się z faktem, że już Jej nie zobaczymy. Mieliśmy z Basią ten przywilej, że towarzyszyliśmy Jej do końca życiowej wędrówki.
W ostatnim czasie nachodziły Ją chwile zadumy, po których stwierdzała, że nie ma dla kogo tworzyć nowych obrazów, bo jej przyjaciele – artyści z Grupy Krakowskiej już nie żyją, a i Jej osoba powoli odchodzi w niepamięć na podobieństwo Jesieninowskich kwiatów, co „giną z przyjściem chłodu. Tłumaczyła mi, że nie maluje się obrazów dla siebie. Maluje się, by pokazać swoje dzieła osobom na których opinii nam zależy, bo jeśli robi się coś tylko dla siebie, to nie ma sensu ani potrzeby wystawiać tego na widok publiczny.
Odpowiadałem Jej, że to nieprawda, że żyje wiele osób, które cenią Jej sztukę i doskonale Ją pamiętają. Niestety nie będzie mi dana mała chwila tryumfu w tym naszym dialogu, gdyż zabraknie w niej obecności mojej interlokutorki.
W swych wspomnieniach Marysia napisała, że dzięki Teatrowi Cricot 2 była na wszystkich (poza Antarktydą) kontynentach i pozostały Jej z tych podróży „wspaniałe przeżycia”. Nie zdawała sobie chyba sprawy, że owe „wspaniałe przeżycia dzieliła z nią cała rzesza osób z różnych zakątków świata.
Po śmierci Marysi otrzymałem ogromną liczbę mejli i telefonów z kondolencjami z wielu krajów (Włoch, Francji, Hiszpanii, Niemiec, Szwecji, Słowenii, USA). Prawdziwa lawina, nie tyle kondolencji, co refleksji i wspomnień napłynęła z Wielkiej Brytanii. I to zarówno od Jej bliższych przyjaciół, jak i osób z którymi miała tylko epizodyczny kontakt. Wielka w tym zasługa Davida Gotharda – Jej wspaniałego przyjaciela, który o śmierci Marysi zawiadomił chyba wszystkich na Wyspach, którzy mieli okazję Ją poznać.
Dziękuję również Państwu: wiernej Misi, aktorom, rodzinie, przyjaciołom, znajomym za Waszą obecność na tej skromnej ceremonii, w tym trudnym czasie pandemii.
Nie jestem w stanie podziękować wszystkim, którzy pamiętali o Marysi, nadsyłali kondolencje, dzielili się wspomnieniami o Niej. Mam jednak nadzieję, że ten ciężki okres zarazy minie i będziemy mogli spotkać się w bardziej sprzyjających okolicznościach, by jeszcze raz wrócić pamięcią do Marysi i podzielić się swymi emocjami, refleksjami, wspomnieniami.
Chciałbym na końcu podziękować za wielką pomoc w organizacji tej uroczystości Dorocie Krakowskiej. Dziękuję również za współpracę Cricotece, Tomkowi Dobrowolskiemu, Andrzejowi Starmachowi i Antoniemu Burzyńskiemu z Fundacji im. Tadeusza Kantora.
Żegnaj Marysiu, wyruszyłaś w podróż z której już do nas nie wrócisz.
– Lech Stangret
.\
Pożegnanie Marii Stangret-Kantor, wygłoszone przez Lecha Stangreta, dyrektora Fundacji im. Tadeusza Kantora, 29 maja 2020 roku, na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
.
—
—
Pożegnanie Marii Stangret-Kantor opublikowane przez Franco Laerę, Marzię Lorgia i Ludmiłę Rybę w La Repubblica
—
Krzysztof MIKLASZEWSKI
NIE BĘDZIEMY SIĘ ŻEGNAĆ !
[ wspomnienie o Marii Stangret-Kantor ]
” Nie będziemy się żegnać!” – taką pointą zakończyła Marysia nasze ostatnie spotkanie w listopadzie 2017 na wernisażu pośmiertnej wystawy malarstwa Zbigniewa Gostomskiego w krakowskiej <Cricotece>.
Przystałem na tę propozycję chętnie , pamiętając okoliczności naszego pierwszego kontaktu sprzed lat …33 .To właśnie Ona na roboczej próbie spektaklu „Nadobnisie i koczkodany” w piwnicy „Krzysztoforów „, przekonała mnie przerażonego propozycją Mistrza Tadeusza , o potrzebie pilnego i krótkiego „kontraktu” , jakim miało być <dokooptowanie > mnie do Zespołu Cricotu 2 w charakterze …aktora.
” Musisz ratować Cricot ! Znasz tekst ! Kręciłeś przecież wszystkie próby. Zagrasz kilka spektakli i znowu będziesz…wolny!” – argumentowała przekonywująco.
Pamiętam ,że ta Jej wizja < ratowania> przedstawienia , któremu zagrażał < niebyt> ,wynikający po prostu z konfliktu interesów wykonawców i twórcy spektaklu , trafiając do mojej wyobraźni , wcale samego Kantora nie zachwyciła. Pamiętam też dobrze , jak Pan Tadeusz machał długo ręką , wykrzykując : „To nie o to chodzi!” mimo, że mediacja jego małżonki okazała się – od razu- skuteczna .
To spotkanie przetrwało – na zawsze – w pamięci , bo mecenat Marysi zawsze sprawiał , że sytuacja< mojej artystycznej przemiany > stale się przedłużała , aż osiągnęła ponad lat … 13 ( W Cricocie wytrwałem bowiem do grudnia 1987 roku).
W tym to okresie byłem – przede wszystkim – świadkiem rozwoju Jej scenicznego talentu. Wszystkie siedem zapamiętanych przeze mnie ról Marii Stangret-Kantor zaliczam do artystycznych <perełek> sztuki aktorskiej. Te same – zresztą – wartościujące opinie wypowiadali głośno najlepsi aktorzy Cricotu 2 – prawdziwi zawodowcy :Kazimierz Mikulski i Stanisław Rychlicki. Dlatego warto te role przypomnieć.
Zadziwiała matematyczną niemal precyzją wykonywanych z pasją zwyczajnych czynności „porządkowych jako debilowata Kuchta z „Nadobniś i koczkodanów” , nazwana przez Kantora – Bestia Domestica . W tym swoim „zapamiętaniu” wspomagała bowiem skutecznie – w niesłabnących , represyjnych działaniach wobec publiczności i pozostałych aktorów -dwie bliźniacze mutacje Szatniarza i Szatniarki . A wszystko po to , by przedziwnie skonstruowana „łapka” – jednocześnie – rodzaj <obwoźnego baru> – mogła w finale spektaklu potwierdzić swoje prawdziwe sceniczno-życiowe przeznaczenie . „Łapka” właśnie okazać się miała bardzo przydatnym … śmiercionośnym narzędziem , eliminującym ze świata żywych jednego z głównych bohaterów .
Jako Kobieta z Mechaniczną Kołyską z „Umarłej Klasy” balansowała wobec dwóch prototypów tej bardzo ekspresyjnej < samicy> : z jednej strony – rozwiązłej ,ale zakompleksionej Rozhulantyny , bohaterki Witkacowskiego „Tumora Mózgowicza” , z drugiej – całkowicie wyzwolonej , a tragicznej w swej menelowskiej egzystencji < śmieciary> – Schulzowskiej Tłui.
Spośród trzech granych przez Marię Stangret -Kantor postaci „Wielopola, Wielopola „(Ciotka Mańka , ” Wiadomo Kto” , Rabinek ), ta trzecia – w obliczu wspomnienia Holocaustu , który nie oszczędził społeczności żydowskiej Wielopola Skrzyńskiego – wnosiła prawdziwy tragizm śmierci. Przedśmiertny song żydowskiego kapłana w Jej fantastycznym wykonaniu jest nie tylko równie wstrząsający , jak pieśń Tłui ( w „Umarłej Klasie”) na < śmietniku historii> , ale całkowicie porażający w obliczu Zagłady całego narodu żydowskiego.
Postać , określana przez Kantora „Wiadomo Kto” – rodzaj < zjawy> z moralitetu – w interpretacji Marii Stangret- Kantor -to obraz bezimiennego dyktatora – zbrodniarza , który wieszczy zwycięstwo Zła nad Dobrem. Ta pozornie drobna fizycznie postać przeraża i w „Wielopolu , Wielopolu” , i w cricotage’u ” Gdzie są te śniegi niegdysiejsze?”.
Wreszcie osoba Marszałka na Kasztance w jej wykonaniu („Niech sczezną artyści!”) – to było również dalekie od stereotypu „Sławy i Chwały” wyobrażenie Narodowej Wielkości , wyobrażenie przewrotne , choć sentymentalne.
To właśnie napięcie między tragizmem a kpiną ,między sentymentalnym odczuciem a jego parodią, między zaangażowaniem a dystansem charakteryzowało kilka jej malarskich wystaw z lat 70.tych i 80.tych , na których byłem i które najlepiej zapamiętałem. ( warszawska Galeria <Foksal> , krakowskie Krzysztofory , czy paryska Galerie de France ).
Zapamiętałem też dwa zdania Jej manifestu ,umieszczonego w programie Galerii Foksal (1974) pod zdjęciem najbardziej przeze mnie Jej <przeżywanego > dzieła „Niebo z rynną”, stanowiącym przykład – jak dowodził słusznie Wiesław Borowski – powiązania logicznego <uzupełnień przedmiotowych> z obrazem .
W tym wypadku : długiej solidnej rynny na deszczówkę z umieszczonym nad nią płótnem skłębionych obłoków , zapowiadających ulewę.
Zdania te brzmią:
” O b r a z jest zawsze wizerunkiem jakiejś realności . Jeśli realność ta zostanie u w i ę z i o n a w obrazie , tzn. wyobrażona, zdefiniowana , wyrażona , co w dalszym ciągu znaczy: „przemieniona” w realność „pochodną” ( a ma to miejsce zawsze , nawet w wypadku obrazu abstrakcyjnego) za pomocą walorów estetycznych i ekspresyjnych – faktem tym zostaje uwarunkowany rodzaj odbioru polegający z kolei na u w i ę z i e n i u w obrazie wzroku , uwagi, imaginacji i refleksji widza.”
Bliskie było mi jeszcze t r z e c i e o b l i c z e Marysi – ewidentny talent literacki , który nie pozwalał Jej ani na proste recepty, ani na <zwyczajne> oceny.
Zachwyciły mnie najpierw Jej krótkie opowiadania , dlatego pod koniec lat 70.tych udało nam się na taśmie filmowej utrwalić Jej nowelę „Wernisaż” – wspaniały obraz kabotyństwa plastycznej socjety Ucieszył mnie też druk (2002) pisanej metodą <automatycznego zapisu> (od roku 1962)< powieści bez końca> -„Pamiętnik dziadka” – pełen dystansu i humoru zapis otaczającej rzeczywistości.
Taką pozostanie w mojej pamięci .Miała – zapewne -swoje racje ,że nie pozwoliła mi się ze sobą pożegnać.
( Kraków, 28 maja 2020 )
KRZYSZTOF MIKLASZEWSKI
—
zdjęcia: Jacek Maria Stokłosa