Johan de Boose – mowa w Hucisku

Gratulujemy, Mistrzu! Sto lat, cały wiek, i jeszcze Pan żyje, jeszcze Pan jest między nami, w nas, jeszcze Pana kochamy, rozmawiamy o Panu, myślimy o Panu, wszędzie na świecie widzimy artystów, których inspirują Pańskie dzieła i młodych ludzi patrzących na Pańską sztukę z rosnącą fascynacją, kiedy się z nią zapoznają. Głęboko w naszych sercach boimy się trochę – był Pan mistrzem surowym – i od czasu do czasu myślimy: co nasz mistrz pomyślałby o tym, co my teraz tworzymy?

Johan de Boose, Hucisko 2015, (c) Fundacja im. Tadeusza Kantora

Spotkałem go w latach osiemdziesiątych, kiedy studiowałem Wschodnioeuropejską kulturę i literaturę na uniwersytecie w Gandawie (w Belgii), i potem, kiedy pracowałem jako dramaturg w Teatrze Narodowym. Widziałem spektakl Wielopole Wielopole w Louvainie, i muszę się przyznać: nie rozumiałem wszystkiego dobrze; byłem wtedy pod wpływem teatru Stanisławskiego. To, co zobaczyłem, było czymś kompletnie nowym, szokująco nowym. Nie rozumiałem wszystkiego, ale wiedziałem i czułem, że było to coś wyjątkowo ważnego, i że będzie to na mnie miało wielki wpływ i że mnie zmieni.
I tak się stało: przyjechałem do Polski jako stypendysta, aby studiować teatrologię (mój profesor na uniwersytecie powiedział, że najlepszym teatrem na świecie jest teatr polski). Był rok 1986. Niestety, prawie wszyscy wielcy reżyserzy nie mieszkali w Polsce, ale na Zachodzie. Tylko Kantor był tutaj! Przypomina mi się ten wspaniały wiosenny dzień w Krakowie: spacerowałem ulicami tego cudownego miasta i zobaczyłem tablicę: ulica Kanonicza. Zobaczyłem dom numer 5 i nazwę, której nigdy nie zapomnę: Cricot 2.

Nie pamiętam jak długo wahałem się, zanim otworzyłem te drzwi. Kantor był znany z wybuchowego charakteru, więc czekałem bardzo długo. Myślę nawet, że najpierw poszedłem do kawiarni na Grodzkiej, żeby wypić kawę. Wreszcie je otworzyłem, przeszedłem przez bramę i otworzyłem drugie drzwi, drzwi po prawej stronie, drzwi do Cricoteki.
Tam on siedział za małym stolikiem, w czarnym garniturze, w białej koszuli, z kapeluszem na głowie. Pił kawę ze szklanki, a nad jego głową wisiał portret Witkiewicza.
Powiedział: Dzień dobry, jak się Pan ma, proszę usiąść.

Rozmawiałem z nim po francusku. Potem studiowałem jego prace, tłumaczyłem teksty, oglądałem spektakle, spędziłem długie, wspaniałe godziny w Cricotece, oglądając spektakle wcześniejsze. Opublikowałem o nim książkę (do dzisiaj jest to jedyna książka o Kantorze w moim języku, w języku niderlandzkim). Napisałem swój doktorat o teatrze śmierci i zostałem pisarzem. Kantor był i jest stale we mnie. Jego świat, jego wykłady, jego światopogląd.

Tadeusz Kantor miał przyjemne momenty i mniej przyjemne momenty: wiemy to wszyscy. Pamiętam go, kiedy spacerował po ośnieżonej ulicy, mówiąc: nienawidzę śniegu. Pamiętam go, kiedy siedział w piwnicy Cricoteki podczas pierwszej próby spektaklu Nigdy tu już nie powrócę! Krzyczał, że potrzebuje większego stołu. Razem z jednym z aktorów postanowiłem mu pomóc – poszliśmy po nowy stół do drugiego pokoju, ale kiedy wróciliśmy do piwnicy z tym stołem, Kantor chwycił go i rzucił nim przez całą piwnicę. (Do dzisiaj nie wiem, dlaczego.)
Pamiętam go w Mediolanie, kiedy prosił, abym pokazał mu nagranie wideo, które zrobiłem podczas prób. Była niedziela rano. Próbowałem podłączyć swoją kamerę do jego telewizora, ale bez skutku. Pełzaliśmy na kolanach koło telewizora, szukając rozwiązania tego problemu.

Tadeusz Kantor (c) Fundacja im. Tadeusza Kantora

Pamiętam go na konferencji w Antwerpii, kiedy odczytał swój nowy manifest. To był piękny moment. Stał przed publicznością, patrzył na nią z pasją, z ironią, z dumą. I także z wciekłością. Doczytał swój manifest do końca, a potem ja przetłumaczyłem go na niderlandzki. Czytając go dzisiaj wiem, że ciągle jest aktualny, może nawet bardziej, niż wtedy. Krytykował w nim komunikację masową, masową konsumpcję, masowe media, wszechwładną technologię, wszechwładną władzę. Obawiał się, że ludzie zniszczą się nawzajem, że pokój to tylko coś tymczasowego. No właśnie! Sam żył w czasach komunistycznej dyktatury (a lubił przeciwstawiać się tej wszechwładnej władzy) i wiedział, co oznacza brak wolności. Jednocześnie widział, jak społeczeństwo kapitalistyczne (które miało zawładnąć jego krajem w roku śmierci Kantora) mogło stać się nowym rodzajem dyktatury, mimo, że zupełnie innym, to jednak bardzo niebezpiecznym. Wszyscy dzisiaj wiemy, co to znaczy: żyjemy w społeczeństwie, w którym wszystko jest skomercjalizowane i do kupienia, w którym technologia stała się nowym bogiem, i w którym mentalność Wielkiego Brata (o którym George Orwell pisał już w roku 1948) została zrealizowana kompletnie. Wojny jeszcze trwają (nawet niedaleko stąd). Jednostka wciąż jest marionetką w rękach rządu. Pieniądze rządzą wszystkim. Katastrofa nigdy nie jest daleko.
Kantor wiedział o tym. On ostrzegał nas w swoich manifestach i w swoich spektaklach: na przykład w ostatniej scenie spektaklu Nigdy tu już nie powrócę, kiedy cały świat pokrył się czernią.

Mistrzu! Pan powiedział, że teatr jest światem śmierci, że to, co stało się na scenie należy do świata śmierci, że jest granica między publicznością a sceną, i że tej granicy nigdy nie można przekroczyć. Ta granica to granica między życiem a śmiercią. Jaka cudowna, piękna i tragiczna idea. Pan powiedział także, że jedyną osobą, która jest w stanie przejść z tamtego świata do tego, ze świata śmierci do świata życia, i odwrotnie – jest Pan sam! Tylko Pan mógł to zrobić. Pan to robił w każdym spektaklu. Każdego dnia. Zawsze. Podróżować od śmierci do życia, od życia do śmierci – było dla Pana rzeczą normalną. Rzeczy niemożliwe były dla Pana normalne.
Dlaczego więc mamy wierzyć, że Pan nie żyje? Osobiście, ja w to nie wierzę. Kiedy szedłem za szklaną karetą, tego ośnieżonego dnia, w grudniu 1990, kiedy odbywał Pan swoją ostatnią podróż, z ulicy Kanoniczej na cmentarz Rakowicki, wtedy już wiedziałem, że Pan nie może umrzeć. Pan przechodzi z tamtej strony na tę stronę, i z tej strony na tamtą. Pan nie może umrzeć. Pan ciągle chodzi stamtąd do tutaj. Na przykład teraz. Dlatego tu jesteśmy. Widzimy Pana, słyszymy Pana, śmiejemy się (bo ludzie bez humoru – jak Pan sam mówił – nie są inteligentni). Boimy się trochę (może Pan znowu krzyczy, że potrzebuje Pan większego stołu), słuchamy Pana i mówimy: tak, ma Pan rację, musimy być czujni, musimy zrekonstruować Biedny Pokój Dzieciństwa i musimy zrozumieć, że wojna może się jeszcze nie skończyła, że Auschwitz może zdarzyć się znowu, że ludzie mogą zniszczyć się nawzajem.

Proszę Pana, niech Pan nie przestaje przechodzić z tamtego świata do tego. Niech Pan nie przestaje nas ostrzegać. Niech Pan nie przestaje drwić z dyktatorów wszelkiego rodzaju. Niech Pan nie przestaje rekonstruować Biednego Pokoju Dzieciństwa. Niech Pan nie przestaje rzucać stołami.
Jesteśmy tak wdzięczni.

Johan de Boose
Kwiecień 2015

 

(tłumaczenie – Joanna Zarębska-Knuts)